Grzegorz Czekański: drugie intro

wróć


No właśnie, dlaczego "Rozkład jazdy"?

Bo po prostu nie mogło być inaczej. Nadaliśmy tytuł niniejszej antologii nieco przymuszeni przez jeden z najważniejszych – a na pewno najbardziej symptomatycznych – wierszy Tymoteusza Karpowicza. Bo nawet pobieżny rzut oka utwierdza człowieka w przekonaniu, że ów tekst musiał być mottem tej publikacji; że jest w takiej mierze akuratny, wielostronny, a jednocześnie wymierzony w nas i nasze założenia, że nie ma innej opcji – niż Rozkład jazdy. Wszystko zagrało, sprzężenie zwrotne, pełna współpraca w obu kierunkach.
Bo wiersz Karpowicza świetnie oddaje to, co nam od początku przyświecało.

Tytuł, który zapowiada utwór o harmonogramie odjazdów i przyjazdów środków komunikacji publicznej staje się od pierwszych słów czymś zupełnie innym – sfingowaną zapowiedzią wiersza o rozkładzie pewnego zjawiska na czynniki pierwsze. W tym sensie „rozkład” jest raczej „rozbiorem” niż „rozpadem” – zakłada prędzej próbę analizy niż opis procesu obumierania. Nam takie założenie odpowiada – patrzymy na Dolny Śląsk jako strukturę żywych aktywności, a nie muzealnych eksponatów za śmieszną szybką z napisem: NIE DOTYKAĆ. Dolnośląskość to nie przestrzeń muzealna, chcemy tego zjawiska dotknąć, poczuć,wdać się z nim w pogawędkę. Uaktywnić.

Bo Rozkład jazdy mówi niby o konkretnym ruchu (przemieszczaniu się kawalerii), ale jest to tylko pretekst do wniknięcia w poszczególne procesy, które na wszelkie akcje, działania i zjawiska się składają, a także na systemy takich zjawisk, które decydują o tzw. rzeczywistości. A przy okazji jest to tekst o wpływie wszelkiego typu analiz, przekrojów, rozbiórek i, wreszcie, rozkładów – na tę tzw. rzeczywistość, która się pod wpływem takich działań zmienia. A jeżeli nawet nie przeobraża sama w sobie, to wywołuje trwałą zmianę w obserwatorze. No i my też mamy nadzieję, że ta antologia wywoła pewną zmianę w postrzeganiu literatury Dolnego Śląska, która – na to przynajmniej liczymy – z pozycji chaotycznie porozrzucanego skupiska aktywności twórczych, zostanie przeniesiona do wspólnego, w miarę czytelnego układu w ramach jednego kadru.

Bo ilekroć czytam ten wiersz, przypomina mi się malarstwo włoskich futurystów, którzy dążyli do uchwycenia ruchu na płaszczyźnie. „Powszechny dynamizm musi być oddany jako odczucie dynamiczne” – głosili w manifeście, a potem na przykład Giacomo Balla z Dynamizmem psa na smyczy albo Umberto Boccioni i jego słynna Elastyczność, synteza ruchu galopującego konia usiłowali ukazać te idee na płótnie. (Postać Boccioniego zresztą ma tu wartość symboliczną: artysta zginął po upadku z konia podczas I wojny światowej). Galopujące zwierzę jest, ma się rozumieć, w kontekście „jazdy” sekwencją kluczową, którą Karpowicz rozkłada na kombinacje chrap, pęcin i piszczeli, zgodnie z niegdysiejszą zasadą futurystów, którzy mawiali, że koń w biegu ma nie cztery kończyny, ale dwadzieścia.

Ale dlaczego, do diabła, o tym wszystkim piszę? Bo jest to swoisty ukłon w stronę naszego patrona. Karpowicz za czasów pracy redaktorskiej w „Odrze” dał się poznać jako promotor wielu autorów młodego pokolenia; najbardziej znana jest jego współpraca z Wojaczkiem, który odwdzięczył się swojemu opiekunowi dedykacją książki Nie skończona krucjata.
My też chcemy się mu – i Dolnemu Śląskowi – jakoś odwdzięczyć.
Bo chcieliśmy, żeby „to był dobrze pomyślany rozkład”.

Grzegorz Czekański

Tekst jest pierwszym wstępem do książki "Rozkład jazdy. 20 lat literatury Dolnego Śląska po 1989 roku".