Powódź w Bogatyni w 2010 r.




07.08.2010
08.08.2010

wróć

6 sierpnia 2010 r. Gminnego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Bogatyni trafiło ostrzeżenie hydrologiczne z Wrocławia. Powód? Możliwość wystąpienia intensywnych opadów w zlewni Nysy Łużyckiej. Nazajutrz urzeczywistnił się najgorszy scenariusz powodziowy na tym terenie.

7 sierpnia  „było już wiadomo, że poziom rzeki Miedzianka stale rośnie. Najpoważniej było w rejonie ulicy Turowskiej. Wysłano tam jednostkę Ochotniczej Straży Pożarnej z Sieniawki, aby strażacy spróbowali opanować sytuację. Równocześnie nakazano wydanie posiadanych worków i zorganizowano dostawy potrzebnego piasku. Zespół Zarządzania Kryzysowego, początkowo poprosił Państwową Straż Pożarną w Zgorzelcu, o przyjście z pomocą. O powadze sytuacji został powiadomiony Pełnomocnik Starosty ds. Zarządzania Kryzysowego. Jednak po godzinie walki okazało się iż rzucone tutaj siły nie są wystarczające by mogły przeciwstawić się naturze. Oczywiście, jeśli można mówić o tym w ten sposób. Przecież nikt nie jest w stanie zatrzymać fali powodziowej. Jest to zupełnie nierealne. Dlatego wezwano na pomoc wojsko. Chodziło o zapewnienie transportu lotniczego oraz odpowiedniego sprzętu pływającego. Wkrótce utracono łączność, co praktycznie pozbawiło działające tu służby możliwości współdziałania. W późnych godzinach popołudniowych pojawił się śmigłowiec ratunkowy Policji. Ponieważ woda zalewała także sąsiednie miejscowości, skierowano go w rejon Sieniawki i Porajowa. Właśnie tamtędy płynie Nysa Łużycka, znacznie większa od Miedzianki. Jej wody także wystąpiły z koryta. Sytuacja stała się naprawdę groźna. Z jednej strony cały czas zalewane są kolejne rejony Bogatyni, z drugiej istnieje obawa wdarcia się wody do odkrywki kopalnianej. Z takim rozwojem sytuacji nie poradziłby sobie już nikt. A skutki tego byłyby niewyobrażalne. Woda wciąż wylewała się na kolejne ulice. Ponieważ nie była to zwykła leniwa fala przepływająca przez miasto, wszystko co znalazło się na jej drodze było niszczone. Siła rwącej rzeki była tak wielka, że nie mogły oprzeć się jej nie tylko stare, drewniane domy przysłupowe, jakie w większości tutaj się znajdują, ale także mosty i obudowa koryta. Woda wyrywała kamienne bloki, z jakich wykonano obudowę, a przetaczając się przez ulice zrywała asfalt, bruk, kostkę; niszcząc całkowicie zarówno same jezdnie jak i chodniki. Domy były dosłownie porywane”[1]

Jaki był stan na tamtejszym wodowskazie? „Maksymalny stan na wodowskazie Turoszów (rzeka Miedzianka) wystąpił dnia 7.08.2010 r. godz. 13:30 i wynosił  590 cm. Mimo katastrofalnego wezbrania na rzece Miedzianka i spowodowanego tym zniszczenia wielu budynków w mieście Bogatynia, wodowskaz ten nie uległ awarii[2]”.

Góry Izerskie nadzwyczaj często nawiedzają powodzie. Istnieją szacunki, według których częstotliwość wystąpienia wezbranych wód na tych terenach określają na 15-20 lat. „Najstarszy zapis o powodzi pochodzi z 1312 r. Kronikarze odnotowali kataklizmy wyrządzające znaczne szkody także w latach: 1351, 1432, 1567, 1570, 1590, 1591, 1592, 1609, 1667, 1703 ("Śląski Potop"), 1714, 1723, 1732, 1750, 1766, 1795 i 1797 1804, 1846, 1850, 1858, 1860, 1875, 1880, 1880, 1890, 1897, 1903, 1913, 1916, 1938. Jak widać to bardzo długa lista... Pomiędzy tymi datami co kilka lat rzeki występowały na mniejszą lub większą skalę, co w zapisach często kwitowane jest tylko "nadeszła powódź - przyniosła wiele szkód". Sudeccy górale byli pogodzeni z tym, że woda raz na jakiś czas musi ich doświadczyć.  Także po 1945 r. zdarzały się powodzie wyrządzające wiele szkód, choćby te najlepiej zapamiętane: 1958, 1977, 1979, 1980, 1981, 1997, 2002. Drobniejszych nie warto nawet wymieniać”[3].