Rozruchy antyżydowskie w Wałbrzychu




11.09.1956

wróć

Polityczna odwilż w 1956 r. oprócz demokratyzacji polityki wewnętrznej PRL wpłynęła  m.in. na zwiększenie nastrojów antyżydowskich w kraju. Tzw. frakcja natolińska walcząca o wpływy w aparacie władzy obarczała winą za zbrodnie stalinowskie funkcjonariuszy partyjnych pochodzenia żydowskiego. W wyniku tych działań doszło m.in. do fali zwolnień w urzędach państwowych ze względu na tę przynależność narodowościową, ale te nastroje przeniosły się również poza walkę wewnętrzne wpływy polityczne. „Hasła antysemickie znalazły oddźwięk społeczny: chętnie obarczano winą za represje, morderstwa, ruinę gospodarczą, walkę z Kościołem właśnie Żydów”[1]. Efektem była emigracja części polskich Żydów z kraju.

W kraju pojawiły się wówczas masowe wystąpienia skierowane przeciw ludności żydowskiej. „Dolny Śląsk był regionem, gdzie nastroje antyżydowskie objawiły się najsilniej […]. Ataki antysemickie początkowo przejawiały się tylko w napaściach słownych, a potem były to również napaści fizyczne. Żydów atakowano w miejscach i instytucjach publicznych. Jesienią 1956 roku doszło we Wrocławiu do zabójstwa na tle rasistowskim zegarmistrza Chaima Rutkowicza. Morderca oświadczył, że chciał się ‘zemścić na Żydach’”[2].

11 września 1956 r. w Wałbrzychu doszło do antyżydowskich wystąpień i tylko dzięki interwencji służb milicji i wojska nie doszło do pogromu. „We Wrocławiu i innych miastach na drzwiach mieszkań żydowskich masowo pojawiały się napisy wzywające Żydów do opuszczenia Polski. Niewiele mniej dramatyczne były wybryki chuligańskie. Zdarzały się one w Dzierżoniowie, Bielawie, Wałbrzychu, Wrocławiu czy Ziębicach. Były również przypadki szykan wobec żydowskich dzieci. Formą nacisku były też rozpowszechniane ulotki zawierające treści antysemickie. Ich pojawienie się zaobserwowano w Legnicy, Jaworze, Kudowie Zdroju czy we Wrocławiu”[3].