Na srebrnym globie

wróć


 

 

Reż. Andrzej Żuławski, 157', Polska 1989

Trudno wskazać polski film, przy którym burzliwy proces realizacji tak bardzo zaciążył nad końcowym efektem. Produkcja „Na srebrnym globie” trwała blisko dwanaście lat, kilkakrotnie była przerywana. Ostatecznie Andrzej Żuławski zmontował fragmenty dzieła, a o brakujących scenach zdecydował się opowiedzieć spoza kadru. Niezwykle istotną rolę w powstawaniu tego filmu  odegrała wrocławska Wytwórnia Filmów Fabularnych.

Skomplikowane losy realizacji ta superprodukcja science-fiction zawdzięcza Januszowi Wilhelmiemu, który podjął decyzję o wstrzymaniu prac i zniszczeniu nakręconego materiału. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych napsuł wiele krwi polskim filmowcom, o czym wspominają Żuławski czy Piotr Szulkin.  Wilhelmi w 1977 roku objął kierownictwo nad polską kinematografią, na skutek wewnętrznych partyjnych rozgrywek jego pozycja była zagrożona i bardzo chciał udowodnić swoją pełną determinację oraz przydatność na zajmowanym stanowisku. Dodatkowo Wilhelmi już z założenia nie cenił kultury masowej, a do kina miał nieco pogardliwy stosunek – uważał je za jarmarczną rozrywkę. Niestety, ofiarami tych działań padli filmowcy – jedną z decyzji mającą dać jasny przekaz o sile Wilhelmiego było polecenie zniszczenia taśm roboczych filmu Żuławskiego. Oficjalnie była to kara za przekroczenie budżetu filmu.

Reżyser oparł dzieło na książkowej trylogii swojego dziadka Jerzego Żuławskiego. Jest to opowieść o próbie budowania w kosmosie nowego społeczeństwa (nietrudno tutaj dostrzec analogie do komunizmu). Po śmierci pionierów nowej cywilizacji, ich potomkowie powracają do prymitywnego układu społecznego. Wspaniały eksperyment kończy się fiaskiem, a społeczeństwo samo tworzy nową religię i mity. Potrzeba bogów okazuje się silniejsza. Otrzymujemy więc antyutopię w pełnej krasie. Film o takiej wymowie nie mógł spodobać się władzy, choć przyznać trzeba, że decyzja o zniszczeniu materiału wciąż zaskakuje  radykalizmem.

Film miał być pierwszą wielką polską produkcją science-fiction. Warto podkreślić początkowy rozmach w produkcji dzieła – mało który film w okresie PRL mógł się pochwalić tak bogatymi zagranicznymi plenerami, m.in. w Mongolii, czy na Kaukazie. Na skutek perturbacji politycznych i decyzyjnych związanych z produkcją filmu był on realizowany w trzech wytwórniach filmowych, w tym także w wytwórni wrocławskiej. We Wrocławiu powstała część zdjęć, również po dziś dzień oglądać można ręcznie wykonane kostiumy z filmu zaprojektowane przez Magdalenę Tesławską, która początkowo odrzuciła propozycję współpracy przy dziele Żuławskiego. Kilka lat temu część z tych kostiumów poddana została renowacji i obecnie znajdują się one w zbiorach wrocławskiego CETA. Nadal wzbudzają żywe zainteresowanie. Jako ciekawostkę można przytoczyć sytuację z 1986 roku, kiedy to sprzątaczka znalazła rolki z materiałem z filmu w nieużywanej części wrocławskiej Wytwórni.

„Na srebrnym globie” to jeden z najsłynniejszych polskich „półkowników” – można zaryzykować stwierdzenie, że to film zniszczony przez jednego człowieka. Ale pomimo dramatycznych perturbacji i zmagań z władzami dzieło Żuławskiego po dziś dzień stanowi jedno z najciekawszych zmagań kinematografii polskiej z filmem science-fiction, dość dodać, że filmowy serwis Taste of Cinema umieścił „Na srebrnym globie” na czele rankingu na najlepszy nie-hollywoodzki film tego gatunku.

 

Przeczytaj więcej o filmie pod tym linkiem.

Fotografie z planu zdjęciowego można przejrzeć pod tym linkiem.

 

Oprac. Sebastian Sroka