Rzemiosło nakryła czapką

wróć


 

Maciej Kudła: Rzemiosło nakryła czapką

 

Mroźny dzień. Wrocławianie mogą zobaczyć swój własny oddech, a nieprzygotowani z pewnością odczują posiadanie uszu. W takich warunkach atmosferycznych najczęściej kieruję wzrok ku drodze, by częściowo skryć głowę pod płaszczem.

Na ulicy Kuźniczej znajduje się od lat witryna przykuwająca uwagę przechodniów. Wystawione są puchate czapki, kapelusze, kaszkiety. Zobaczymy tam też starą tabliczkę z informacją o właścicielce.

 

 

Pani Grajewska to starsza dama, która zjadła zęby na swoim rzemiośle (oczywiście w przenośni, bo jeśli zajrzymy do jej sklepu, na pewno powita nas perlistym uśmiechem). Zajmuje się wyrobem czapek od wielu lat. Zaczynała wraz z mężem, który zmarł przedwcześnie w wieku 57 lat. „Nie dbał o siebie, bał się lekarzy” – wspomina. Nie załamała się po stracie małżonka i kontynuuje ich wspólne dzieło.

 

 

Gdy wszedłem do tego miejsca, zastałem właścicielkę rozmawiającą z Azjatą przymierzającym dużą maciejówkę. Jest to nakrycie głowy pochodzące z początku XX wieku. Symbolizowało niegdyś poparcie dla I Brygady Legionów. Właśnie w takiej czapce Wojciech Kossak sportretował Józefa Piłsudskiego. Można by zwrócić uwagę na dysonans między postacią Ziuka a Azjatą w podobnej czapce, gdyby nie fakt, że bratanek i bratanica wodza mieli na imię odpowiednio Sukezō i Kyō (w skrócie: Bronisławowi Piłsudskiemu bardzo spodobała się Japonia).

 

 

Jednak nie o tym ta historia. Klient mówił łamanym angielskim, a właścicielka spokojnie odpowiadała mu po polsku. Mimo tego rozumieli się doskonale i chyba niepotrzebnie przetłumaczyłem jego słowa, gdyż niedługo potem wyszedł. „Niech się pan nie martwi. Oni zwykle jedynie mierzą”. Słowa te miały się niedługo potwierdzić, gdy sklep odwiedziła para kobiet o dalekowschodnich rysach twarzy. Również nie dokonały zakupu. „Ja raczej czekam na Niemców. Oni kupują kaszkiety. Nie mogę zrozumieć jedynie dlaczego długo mierzą, a zawsze kupują rozmiar większy niż ten, który im odpowiadał”.

 

Doświadczenie szybko wychodzi na wierzch, gdy sam proszę o czapki. Pani Grajewska przygląda mi się przez chwilę, po czym sięga po beret, który pasuje na mnie idealnie. Przyglądam się w lustrze i nie do końca odpowiada mi ten styl. „Pan za bardzo odchyla do tyłu. Młodzi ludzie zawsze za bardzo odchylają”. Posłuchałem rady i rzeczywiście zauważyłem różnicę. „Beret trzeba nosić pod kątem, a kaszkiet na wprost, żeby daszkiem uderzał w czoło dziewczyny przy pocałunku. Wtedy czapka może się odchylić do tyłu. I tylko wtedy, niech pan pamięta!”.

 

 

Rzemieślnicze czapki to inwestycja, Są droższe niż te sprzedawane na placu, ale ich jakość jest nieporównywalna. „Były u mnie takie dziewczyny, żeby im przerobić kapelusze, ale proszę pana, tego to się nawet nie da odratować. A ja przecież umiem zrobić wszystko”. Doskonała czapka ma jednak swoje wady. „Klienci mi się często skarżą, że czapki im znikają i już nie wracają”.

 

 

Mija czas, patrzę na spoglądających z zaciekawieniem przechodniów ukryty za witryną i rozmawiam z panią Grajewską szukającą materiału na kolejny wyrób. Widzę również kuriera, który dostarcza ubrania ze sklepu internetowego i dociera do mnie, jak bardzo zmienił się świat mody. Porównuję ściany obite boazerią, żółtawą szybę drzwi pamiętających miniony ustrój z małą oraz schludną, białą paczkę ozdobioną logo znanego producenta. Nie wartościuję żadnej ze stron. Zauważam jedynie, że to ostatnie chwile dla uchwycenia kontrastu. Pytanie o uczniów/czeladników właścicielka sklepu zbyła machnięciem ręki.

 

 

„Wie pan co? Muszę brać się do pracy, a pan wygląda, jakby wcale nie musiał iść do szkoły” – zostaję grzecznie wyproszony. Mróz mnie odstrasza, ale wychodzę. Bez czapki, może kiedyś – na razie studencki budżet odmraża mi uszy.

 

 

 

Tekst: Maciej Kudła

Foto: Gregorz Czekański