Tomasz Majeran: Pasztet z renifera

wróć


 

Mijając dzisiaj w niemieckim Festung niemieckich turystów, pomyślałem, że wyglądają jak niemieccy turyści z Niemiec. Nie wiem dlaczego tak mam, ale na odległość rozpoznam, że niemiecki turysta to niemiecki turysta, nie chodzi nawet o język, którego z daleka przecież nie słyszę. Po prostu przypominają mi oni taką nieco mniej wychudzoną wersję Janusza Rudnickiego, a bardziej dosłownie, wręcz gastrycznie rzecz ujmując – bardziej wypasioną wersję Janusza Rudnickiego, acz nie o tuszę tu chodzi, ale o takie charakterystyczne patrzenie, to lekkie pomieszanie ironii, wyluzowania i poczucia wyższości. Nie wiem, czy Janusz Rudnicki to potwierdzi, w sumie nie musi, minąłem go w życiu raptem kilka razy i właściwie go nie znam, więc mam prawo do radykalnych obserwacji. Podejrzewam po prostu, że Niemcy przez osmozę, od Hamburga do Monachium, upodobniają się do Rudnickiego, co nie jest wszak złą wiadomością. Natomiast ja nie o tym. Bo minąłem ich, tych niemieckich turystów, w okolicy Panoramy Racławickiej i przypomniało mi się, jak 25 lat temu niemiecki mąż mojej matki po solidnym zwiedzeniu kawałka Polski – czyli pozostałości po różnych rzeszach pruskich, krzyżackich i austriackich od Mazur po Tatry – trafił w końcu w Festung Breslau na płótno Kossaka i Styki i stwierdził: Przynajmniej jedna fajna rzecz w tym kraju.

 

Źródło: http://opt-art.net/helikopter/slowa/tomasz-majeran-pasztet-z-renifera/