Tożsamość w drodze

wróć


 

Anna Kubinka: Tożsamość w drodze

 

Droga do tożsamości nie należy do najprostszych, szczególnie gdy myślimy o niej w kontekście dolnośląskim. Nie tak dawna jeszcze historia zweryfikowała prawdy przez lata uznawane za oczywiste, zachwiała równowagą regionu i przerwała jego ciągłość. Bezwzględność powojennych zmian nadszarpnęła znacząco kapitał urbanistyczny, ekonomiczny, jak i naturalny regionu, ale przede wszystkim upośledziła społeczność dolnośląską, odbierając jej pamięć, narzucając nieprzystające do rzeczywistości narracje, zawieszając nowo przesiedlonych mieszkańców regionu w znaczeniowej próżni maskowanej hasłami o „ziemiach odzyskanych” i „powrocie do macierzy”. W takich warunkach musiała nastąpić konfrontacja różnych światów, wpisanych w nie praktyk, tradycji i światopoglądów. Właśnie z tych starć powojennych przybyszów z obcością przestrzeni, pamięci i innych ludzi, wyrasta współczesne społeczeństwo Dolnego Śląska.

 


Powszechnie krąży przekonanie, że Dolnoślązacy nie posiadają tożsamości, że są nijacy, szczególnie w zestawieniu ze społecznościami wyrazistymi, z wielowiekową tradycją, z silnym poczuciem przynależności, jak – i tu pada słowo klucz – Ślązacy, bliscy sąsiedzi, a jakże inni, jakże pewni i jednoznaczni w swej odrębności i wyjątkowości. Na ich tle Ślązak Dolny jest mdły i beznamiętny, przynajmniej w tym pierwszym, przedwczesnym osądzie. Przeświadczenie to słabnie, jeśli zwróci się uwagę na szerszą perspektywę zawierającą ogół zmian zachodzących w świadomości społecznej mieszkańców regionu po '89, a szczególnie na przestrzeni ostatnich kilku lat wzmożonego zainteresowania problematyką tożsamości regionalnej na różnych płaszczyznach, od naukowej, na marketingowej czy wizerunkowej kończąc. Niedawny sceptycyzm regionalny ulega sile optymizmu młodego pokolenia, wnuków i prawnuków powojennych pionierów, którzy tutaj urodzeni, odczuwają przynależność regionalną, doceniają dolnośląską różnorodność i niejednoznaczność, wyjątkowy charakter i historię regionu.

 

 

Na podstawie tych spostrzeżeń, można więc nieco zweryfikować początkowe stwierdzenie o trudnej drodze do tożsamości, w którym sama tożsamość lokowana jest na pozycji finalnej, jako pewien cel, koniec możliwy do osiągnięcia po przebyciu odpowiedniego szlaku. Jednak dolnośląska tożsamość regionalna nie jest majaczącą na horyzoncie obietnicą, a procesem samym w sobie. Tożsamość dolnośląska jest w drodze, ewoluuje, zmienia się, rozwija, dlatego też trudno ją jednoznacznie określić, nazwać, zdefiniować, a skoro nie ma w jej przypadku jednej prostej odpowiedzi, możliwej do udzielenia w jednym przeznaczonym do tego miejscu, to próby jej poznania wymagają wyruszenia we własną podróż, podróż po najodleglejszych zakątkach Dolnego Śląska, do których nie dociera akademicki dyskurs Wrocławia czy strategie promocyjne władz województwa.

 


W taką właśnie podróż wyruszył projekt W drodze do tożsamości. Wyruszył do pięciu różnych miejscowości Dolnego Śląska, a jednym z jego przystanków zostały położone u podnóża Gór Sowich Pieszyce. Sięgające swoją historią XIII wieku miasto, jest najmniejsze w powiecie dzierżoniowskim, ale z największym potencjałem, jak zaznaczają mieszkańcy i bynajmniej nie są to słowa puste. Pieszyce są świetnie zlokalizowane, mieszczą się w obrębie Parku Krajobrazowego Gór Sowich i zostały włączone do programu Natura 2000. Mają bogatą historię, od średniowiecznej osady rolniczej, przez XVIII-wieczny ośrodek tkactwa, w którym w 1844 roku wybuchło rozsławione przez Hauptmanna powstanie tkaczy śląskich, następnie dalszy rozwój przemysłu włókienniczego, aż do II wojny światowej, kiedy to w Pieszycach funkcjonowała filia obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Po wojnie Pieszyce wraz z Dzierżoniowem, Bielawą i Piławą stały się drugim największym po Łodzi ośrodkiem przemysłu włókienniczego w Polsce, by pod koniec XX wieku doświadczyć przykrych skutków transformacji i podzielić los wielu sobie podobnych upadłych gigantów.

 


Naocznymi świadkami pieszyckich kolei losu są robiące wrażenie zabytki: ruiny piastowskiego zamku na Grodzisku, kościół parafialny pw. św. Jakuba z historią sięgającą XIII w., poewangelicki kościół pw. św. Antoniego z XIX w. oraz prawdziwa perła – Wersal Śląska, czyli kompleks pałacowy z XVI w., dziś własność prywatna, pięknie odrestaurowana, jednak zamknięta dla miejscowych i turystów. Na szczycie Wielkiej Sowy bieleje ikoniczna dla tych stron wieża widokowa, wzniesiona pod patronatem Bismarcka w latach 1905-1906. W mieście natomiast straszą zaklejonymi folią otworami okiennymi dawne fabryki Bieltexu, w których obecnie, w prowizorycznych warunkach, gnieżdżą się co pomniejsze lokalne firmy. Piękny krajobraz, ciekawa historia, przyjazny skrawek dolnośląskiej ziemi. „To wszystko nasze” – mówi podczas miejskiej debaty zorganizowanej w ramach projektu pan Zdzisław Maciejewski, poeta i pisarz mieszkający w Pieszycach. „Nasz zamek, nasza wieża, nasze góry, nasze, czyli wspólne – pieszyckie”. Tutaj tożsamość lokalna jest silna i bardzo ważna dla mieszkańców. Wykształcenie wspólnoty pomogło im kilkadziesiąt lat temu oswoić niemiecką przestrzeń, przetrwać ciężkie doświadczenia wojny i przesiedleń.

 


„To wszystko zostało nam dane” – dodaje burmistrz, Dorota Konieczna-Enozel, pieszyczanka z urodzenia. „Powojenni mieszkańcy Pieszyc przybyli tutaj jako zlepek narodowościowy. Okoliczności przesiedleń miały ogromny wpływ na pokolenie moich dziadków. Mieszkania były wyposażone: było stalowe łóżko, na kuchence gotowała się zupa... Ludzie bali się, że Niemcy po to wrócą”. Nie zawsze jednak ten strach łączył się z wrogością, celową dewastacją czy porzuceniem – „Sąsiadka z Kamionek przez całe swoje życie nie pozwoliła wymienić w domu nic, bo co ona powie tym Niemcom, którzy wrócą po swój dom?”. W ludziach kotłowały się skrajne emocje, empatia, współczucie wobec  skazanych na wygnanie, ale też pragnienie zapewnienia sobie bezpiecznego bytu oraz zadośćuczynienia za wojenne krzywdy. „W tamtym czasie podobny los spotykał bardzo wiele budynków, a w ludziach na wiele lat pozostał strach” – kontynuuje Konieczna-Enozel. „Moja babcia nie mówiła o tym wszystkim ani słowa. Ojciec także urodził się z przekonaniem, że ziemie te do nas nie należą, że ktoś może się o nie upomnieć. Dopiero moje pokolenie czuje się tutaj pewnie. To, co otrzymaliśmy od właścicieli tych ziem, teraz jest bezsprzecznie nasze. Oczywiście wiele zostało zniszczone, ale my dzisiaj, jesteśmy na tyle zdystansowani i świadomi, że staramy się to dziedzictwo zachowywać”.

                                            

 

„Ostatnio na przykład wielu ludzi zgłasza się z tablicami cmentarnymi przed laty wstawionymi w mury i chodniki. Ludzie nie chcą tego wyrzucać, ale z wielkim szacunkiem zachować pamięć o naszej historii”. Naszej – znacząco podkreśla pani burmistrz, a pan Zbigniew dodaje: „Dla nas tu nie ma różnicy między dziedzictwem niemieckim czy polskim, ani wielkomorawskim, bo o tym rozdziale historii też należy pamiętać. To jest śląskie, dolnośląskie. W Kamionkach utworzone zostało muzeum regionalne. Wiele eksponatów służyło kiedyś Dolnoślązakom. Mamy też swoją izbę pamięci. Biorę wykrywacz metalu i grzebię w śmietnikach niemieckich. Jakiś stary kubek, podkowa końska, wieszak, to wszystko może trafić do izby poświęconej naszym dolnośląskim przodkom, związanym z nami nie przez więzy krwi, ale właśnie przez ten region”.

 

'


Dolny Śląsk zawsze zachowywał pewną kulturową odrębność względem swych prawnych zwierzchników. Ciągłość przemian i wzajemnych wpływów została brutalnie przerwana po II wojnie światowej, jednak kilka pokoleń później z powrotem odradza się w mieszkańcach regionu. Nie jest to proces prosty, wymaga społecznej wrażliwości i świadomości oraz poczucia przynależności, które nie wszędzie mogły się wykształcić. Jednak Pieszyce, przynajmniej reprezentowane przez gości i uczestników debaty, bardzo świadomie określają swą lokalną tożsamość, artykułują poczucie przynależności oraz otwarcie i pewnie określają się jako część Dolnego Śląska, czego najlepszym przykładem są słowa burmistrz miasta: „Jestem pieszyczanką. Ja się tu urodziłam, wychowałam i zostałam, ale chętnie też mówię, że jestem Dolnoślązaczką. Ludzie nie zawsze rozumieją co to znaczy, myślą, że jestem ze Śląska, dlatego też trzeba to tłumaczyć i szczególnie podkreślać”.

 


W Pieszycach nie mówi się gwarą, a czystą polszczyzną, nie ma tu powszechnie znanych tradycyjnych pieśni, strojów czy potraw, brak również przekazywanych przez pokolenia obyczajów, czyli wszystkiego tego, co w jasny sposób świadczy o istnieniu tożsamości regionalnej. Jest za to poczucie odrębności, wyjątkowości względem innych regionów. Jest fascynacja naturą, dolnośląską fauną i florą, górami, ale także historią, architekturą, dziedzictwem przemysłowym. Jest potrzeba eksploracji, odkrywania tajemnic, szperania na strychach. Jest zrozumienie dla złożoności historii, dla całej serii odcieni szarości pomiędzy bielą polskiej ofiary i czernią niemieckiego agresora. Są wartości, z otwartością na czele. Jest zorientowanie na przyszłość i są wspólne plany. Jest wreszcie lekkość i elastyczność. Kreatywność i zapał do działania. Tak jawi się dzisiejszy Dolny Śląsk, takie są też Pieszyce tworzone przez swoich mieszkańców, otwartych i przyjaznych, aktywnych i zaangażowanych – jak wymienia pani burmistrz. „W Pieszycach jest wiele grup, organizacji działających na rzecz miasta i społeczności. To jest bardzo twórcze, mamy dużo ludzi z wielkim potencjałem, a to największa wartość”.

Pieszyccy Dolnoślązacy są najlepszym dowodem na to, że tożsamość regionalna, jak i lokalna istnieją, rozwijają się, ewoluują z pojęć obejmujących ogół tradycji i zwyczajów, w realną siłę kształtującą społeczeństwo obywatelskie. Trudne początki na obcych sobie ziemiach pieszyczanie przekuli we wspólnotę świadomych obywateli, którzy dobrze dbają o to, co „nasze, czyli wspólne – pieszyckie”.

 

 

 

Foto i tekst: Anna Kubinka