Tysiącletnie Kłodzko

wróć


 

Roman Kowalski-Rydz: Tysiącletnie Kłodzko

 

Kłodzko

Smugami kolorów
ku rzece
spełza z Fortecznej Góry
miasto.
Nad śniedziejącą falą
wrzawa wszystkich wieków
co ucichły tutaj pod złotym dnem...                  

Uliczką pod cienistą arkadą
przejdziesz na kamienny most
między rząd świętych
zastygłych w gadatliwym baroku,
a stamtąd
już tylko krok
i wiek dwudziesty.

Anna Zelenay

 

Kłodzko to jedno z najstarszych miast w Polsce. Może się poszczycić ponad tysiącletnią historią. Lokalizacja przy jednej z odnóg słynnego szlaku bursztynowego, odkrywane w okolicy zabytki archeologiczne oraz zapisy w kronikach historycznych stawiają je w czołówce najstarszych polskich miast, daleko przed tymi lokowanymi często wcześniej na prawie magdeburskim. Pierwsza wzmianka o Kłodzku pochodzi z 981 roku. Na początku XII wieku czeski kronikarz Kosmas umieścił pod tą datą informację: „(…) contra Poloniam castellum Cladzco, situm iuxta flumen nomine Nizam”. Kłodzko, leżące nad rzeką Nysą, było więc grodem wystawionym „przeciwko” Polsce. Pomijając antypolski charakter wielu wpisów Kosmasa, ta pierwsza wzmianka o mieście w ciekawy sposób koresponduje z licznie wystawianymi po 1945 pomnikami informującymi, że Kłodzko „sprawiedliwością dziejową” powróciło do „macierzy”. Miasto to, podobnie jak cała ziemia kłodzka, nigdy bowiem nie było wcześniej w Polsce. To jeden z podstawowych faktów odróżniających je od pozostałych miast naszego projektu, leżących na „piastowskim” Śląsku.

Utarło się stwierdzenie, szczególnie podkreślane w okresie PRL-u, że Dolny Śląsk i ziemia kłodzka to ziemie „piastowskie” zagarnięte w późniejszych wiekach przez Niemców. Niemcy jednak, mimo ożywionej od średniowiecza kolonizacji, włączyli w skład swoich państw ten otoczony górami skrawek ziemi dopiero w połowie XVIII wieku i władali nim około 200 lat. Wcześniej ziemia kłodzka, podniesiona w XV wieku do rangi samodzielnego hrabstwa, stanowiła część krajów Korony Świętego Wacława – była więc częścią Czech; pierwotnie czeskiego królestwa Przemyślidów, Luksemburgów i Jagiellonów, następnie Habsburgów, za czasów których nastąpiła intensywna germanizacja szlachty, która w okresie po wojnie trzydziestoletniej przeżywała apogeum. W wyniku wojen śląskich w połowie XVIII wieku Śląsk i ziemię kłodzką zajęły Prusy. Skomplikowana historia ziemi kłodzkiej, charakterystyczna dla wielu terenów pogranicza, powodowała powstawanie tutaj wielu ciekawych zjawisk, zarówno na poziomie kulturowym, ale również administracyjnym. Przedwojenny dialekt kłodzki łączący języki niemieckich górali i Czechów uchodził za jeden z bardziej nietypowych wśród górskich odmian języka niemieckiego, zaś jedną z ciekawostek administracyjnych było np. formalne podporządkowanie aż do 1972 roku Wielkiego Dekanatu Kłodzkiego bezpośredniemu zwierzchnictwu arcybiskupa Pragi.

W Kłodzku jednak wciąż pokutuje niewiedza na temat historii tego miasta, generalizuje się jego pochodzenie, kojarząc wszystko co powstało w nim przed 1945 rokiem z Niemcami. Kłodzko jest więc miastem wyjątkowym spośród średniej wielkości miast tej części naszego kraju; mieszają się w nim kultury czeska, niemiecka i polska zaklęte w kilku nazwach: Glacium, Kladsko, Glatz i Kłodzko. O ile dwie pierwsze kultury wykształciły się w sposób stopniowy, naturalny, o tyle polskość na te tereny przyszła nagle, gwałtownie i sama nie była przecież jednoznaczna; spotkali się tutaj ludzie z wielu rejonów przedwojennej Polski. Tym bardziej miejsce to staje się wyjątkowe – jest bowiem dziedzictwem trzech narodów, a wiek miasta, jego tysiącletnia historia pozwalają obcować namacalnie z materialnym dziedzictwem każdego z nich. Niemal każdy z murów Kłodzka, każdy budynek, jest na wskroś przesiąknięty wielką historią, a wciąż odkrywane sensacyjne znaleziska, jak odsłonięte rok temu pozostałości barokowych fresków w jednym ze staromiejskich kościołów, świadczą o tym, że miasto wciąż potrafi nas zaskakiwać. Możemy tutaj podziwiać zbudowane w średniowiecznym, czeskim Kłodzku budowle, jak najstarszy w Polsce Most Gotycki, kościoły i mury miejskie, budowaną potem wraz z coraz liczniejszą grupą niemieckich osadników architekturę mieszczańską i pałacową oraz przebudowywane pod wpływem kontrreformacyjnej działalności zakonów kościoły i klasztory. Dominantą miasta wciąż pozostaje górująca nad nim twierdza bastionowa, której budowę rozpoczęto jeszcze w czasach habsburskich, a której ostateczny wygląd nadali w XVIII wieku Prusacy.

Kłodzko wśród miast niezniszczonych bezpośrednimi działaniami wojennymi jest miastem bardzo mocno przekształconym w ostatnich dziesięcioleciach. Miastem, w którym w sposób wyjątkowy – w porównaniu z innymi miejscowościami ziem zachodnich – odcisnęło się piętno ignorancji i braku szacunku Polaków do wspólnego dziedzictwa. Zachowane relacje „pionierów”, którzy w 1945 ujrzeli je jako pierwsi zachwycają: „miasto jak z bajki”, „miasto z piernika” to często spotykane we wspomnieniach z tamtych lat określenia. Rzeczywiście Kłodzko z archiwalnych fotografii jest wspaniałe: wyjątkowa architektura pokrywająca strome stoki Fortecznej Góry, podzielona wijącymi się ku górze malowniczymi uliczkami, łączącymi place i główne dominanty w postaci wież kościołów i jedynego w swoim rodzaju ratusza.

 

Kłodzko przed 1945 rokiem i dzisiaj. U góry wyburzone do lat 70. Kamienice z podcieniami w okolicy Rynku: przykład bezpowrotnie utraconego dziedzictwa obrazujący stosunek pierwszych Polaków do Glatz – niemieckiego Kłodzka.

 

Zacytowany na początku tekstu wiersz Anny Zelenay w poetycki sposób oddaje czar Kłodzka tuż po wojnie. Dla większości przybyszy było to miejsce unikatowe. Nie tylko pod względem estetycznym, ale także cywilizacyjnym – Niemcy stały o wiele wyżej pod tym względem od terenów przedwojennej Polski, szczególnie jej wschodnich kresów, skąd przybyło do Kłodzka wielu przesiedleńców zza Buga. Brukowane ulice, lampy uliczne, budynki, z których wiele posiadało piękne, bogate wnętrza. Wiele relacji pierwszych polskich mieszkańców Kłodzka zdążyłem usłyszeć na żywo. Miasto zachwycało, ale jednocześnie nie szanowano jego uroku. Oczywiście nie wszyscy przyjmowali niechętną postawę, jednak większość nie żywiła sentymentu do zastanego na zachodzie dziedzictwa. Podsycana przez władze nienawiść do tego, co było wcześniej, połączona z prostotą wielu przybyłych Polaków, doprowadziły Kłodzko do ruiny. Nietknięte działaniami wojennymi miasto, do lat 70. straciło blisko połowę swojej starówki, która od dziesięcioleci odpowiednio niezabezpieczana, zaczęła zapadać się do swoich unikatowych, wielopoziomowych piwnic, będących pamiątką po fortecznej historii dawnego miasta. Do dzisiaj dyskutowane jest, czy można je było uratować czy nie. Utrwalony w kadrach znanego filmu Roberta Stando z 1955 roku pt. „Miasto, które może zginąć” obraz rabunkowo eksploatowanego Kłodzka daje jednoznaczną odpowiedź. Film ten był głośną pracą młodego reżysera, który krytykując władze, wytykał im bierność wobec wielkiego, niszczejącego dziedzictwa. Słynny napis na jednym z murów „Nie rób z pałacu ustępu”, pojawiający się w scenach filmu, obrazuje stosunek, jaki miała część napływowych mieszkańców do zabudowy kojarzonej z wcześniejszymi, niemieckimi gospodarzami tych ziem. Napis ów widniał w podcieniach jednej z przedstawionych na powyższej fotografii kamienic, przy figurach świętych – czy może być bardziej wymowny symbol nienawiści do niemieckiego miasta?

Kłodzku zadano straszną ranę, która ciąży na jego wizerunku do dzisiaj. Puste, pozbawione budynków ulice w okolicach rynku lub straszące powojenne plomby przypominają o tym, że nie sprawdziliśmy się jako gospodarze. Niestety spacer po Kłodzku pokazuje, że wielu z nas nie wyciągnęło z tego żadnej lekcji… Znów całe kwartały zabytkowej zabudowy, uszkodzone w czasie powodzi w 1997 r., niszczeją skazane na zagładę. Może już nie tyle z powodu nienawiści do ich pochodzenia, co z pokutującego od lat wśród urzędników braku świadomości ich niesłychanej wartości.

 

 

 

Roman Kowalski-Rydz