Wszystkie drogi prowadzą do Sokołowska

wróć


 

 

Anna Kubinka: Wszystkie drogi prowadzą do Sokołowska

 

„Mnie nie interesuje nic poza Sokołowskiem, nie wybiegam poza wiadukt, malutkie sprawy. To miejsce dostarcza tyle emocji” – mówi Bożenna Biskupska, założycielka Fundacji Sztuki Współczesnej In Situ, której jednym z celów jest odbudowa dawnego sanatorium dr. Brehmera. Dla niej Dolny Śląsk, Polska, Europa są przede wszystkim potencjalnymi odbiorcami działań realizowanych przez fundację – mają wartość funkcjonalną, opartą na współpracach, dotacjach, umowach. „Bycie częścią Dolnego Śląska jest walorem, ale ja skupiam się na Sokołowsku” – wtóruje Bożennie Zuzanna Fogtt, prezes fundacji, a potencjalne związki Sokołowska z regionem ostatecznie podsumowuje, niejako w imieniu całej społeczności, Kamila Krysiak ze Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego Filtrator, formułując przekaz nader jasny: „nie chce nam się wychodzić poza Soko”.

Relacja kształtuje się więc następująco: jest sobie Sokołowsko, i jest reszta świata. Reszta jest oczywiście postrzegana peryferyjnie, a to, jak jest nazwana i podzielona, ma dla miejscowych znaczenie drugo-, albo i trzeciorzędne.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

Wieś osłonięta od świata Górami Suchymi jest więc naczelnym introwertykiem regionu, szczególnie w zestawieniu z pozostałymi miejscowościami biorącymi udział w projekcie W drodze do tożsamości. Dolnośląskość, słowo dla projektu kluczowe, szeroko dyskutowane w Jaworzynie Śląskiej, Pieszycach i Bolesławcu, w Kłodzku traktowane z pewnym dystansem, okazało się w Sokołowsku pojęciem niezrozumianym, wręcz nie na miejscu. Niewątpliwie górski klimat nie sprzyja integracji z nizinnym regionem, czego przykładem jest również odseparowana od reszty regionu Kotlina Kłodzka z silnym poczuciem odrębności. Jednak przypadek Sokołowska jest wyjątkowy, bowiem wszystkie refleksje związane z rozwojem tożsamości dolnośląskiej sprowadzają się tu do prostego rachunku: co zyska na tym Sokołowsko? Bynajmniej nie jest to efekt lokalnego wyrachowania czy cynizmu – taka konstatacja byłaby wysoce krzywdząca. Podejście to wynika z przynajmniej pięciu elementów, które można wyróżnić na podstawie rozmowy przeprowadzonej w ramach projektu z mieszkańcami Sokołowska.

 

 

Pierwszy z nich, najbardziej oczywisty i już wspomniany to położenie wsi. Jak opowiada Wiesław Mąka – mieszkaniec, kiedyś zwrócili mu na to uwagę Duńczycy przekonani, że jadą na koniec świata. Jednak za zakrętem spotkało ich zadziwiające Sokołowsko – „piękny koniec drogi, podróży, koniec kłopotów, gdy trzeba się już tylko zatrzymać i zachwycać”. Tutaj wyjątkowe jest powietrze, woda, nawet geologiczne pochodzenie Gór Suchych, a cała ta wyjątkowość skondensowana jest w małej dolinie – zamkniętej, odciętej od reszty świata. Licząc odległości w kilometrach można dojść do wniosku, że to jeszcze daleka dzielnica Wałbrzycha, jednak jednostki miar nijak się mają do odległości mentalnych, rosnących proporcjonalnie do stopnia przywiązania do Sokołowska.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

Szczególnej przestrzeni wtóruje nieprzeciętna historia miejsca, które w momencie największego rozkwitu było słynnym uzdrowiskiem chorób płuc, jak to mówi Rafał Dzimira – prezes Fundacji św. Elżbiety w Sokołowsku i członek Towarzystwa Rozwoju Sokołowska, miejscem zapowietrzonym, bo mimo swej świetności, naznaczonym chorobą i śmiercią. Zjeżdżali się do Sokołowska pacjenci z całego świata, ale jego charakter i określona funkcja w pewnym stopniu zamykały miejscowość dla zwykłego, zdrowego człowieka. Uzdrowisko wykraczało poza normy, miało więc własne miejsce w społecznej wyobraźni, kształtowane dwubiegunowo, z jednej strony poprzez wzmacnianie poczucia wyjątkowości, dumy z jednego z najwybitniejszych sanatoriów w Europie, z drugiej pogłębiając wrażenie separacji, odrębności, obcości względem reszty regionu. Ponad dwa wieki później mieszanka dumy i poczucia odrębności wciąż kształtuje lokalną świadomość. Dzisiejsze Sokołowsko nie rezygnuje ze swej wyjątkowości, odnajdując jej źródła w ruinach tego, czym kiedyś było. Niemniej jednak inspiruje i fascynuje swoich mieszkańców, otwiera nieograniczone możliwości eksploracji historii, również tej personalnej, poszczególnych kuracjuszy, w tym pośrednio przez ojca – Krzysztofa Kieślowskiego. Sokołowsko zapewnia materiał i przestrzeń do twórczych działań, potrzebuje ochrony i opieki, potrafi pochłaniać czas i uwagę swoich mieszkańców, a przez to skutecznie umacniać swą pozycję względem reszty świata.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

Pozostając dalej w kontekście historycznym, warto zrobić jeszcze jeden krok wstecz w poszukiwaniu źródeł sokołowskiej świetności, które niewątpliwie mają swoje miejsce w osobie dr. Brehmera, założyciela sanatorium, pierwszego gospodarza miejscowości. Sokołowsko bardziej niż miejscowość, przypominało niezależne księstwo, w którym najwyższym zwierzchnikiem był książę – pierwszy gospodarz, który planuje, decyduje i zarządza. Społeczność wokół niego skupiona była zjednoczona, silna, a jednocześnie zależna od zwierzchnika. Podobny układ sił buduje szczególne poczucie przynależności, już nie tylko do miejsca, ale i osoby i jej idei, za którymi w Sokołowsku stała realna praca, źródło utrzymania większości mieszkańców.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

Dr Brehmer był pierwszym i najważniejszym gospodarzem, który po dziś dzień cieszy się estymą i niesłabnącą pamięcią sokołowszczan. Po nim przychodzili kolejni, na dr. Stanisławie Dominie kończąc. Ich zarząd utrzymywał miejscowość w dobrej kondycji, która zaprzepaszczona została wraz z upadkiem upaństwowionego sanatorium. Dziś mieszkańcy Sokołowska sprzeczają się o to, czy trawę przy głównej drodze kosić, czy zostawiać naturalną łąkę, a w spory swe włączają dobrze jeszcze pamiętanego Domina, bo Pan Dyrektor zawsze mówił co wyciąć, a co zostawić. Mimo wejścia w XXI wiek w Sokołowsku wciąż nie umarł duch małego księstwa, czekającego na przybycie swego prawowitego władcy, który wyda właściwe dyspozycje. Mieszkańcy mówią – „Potrzebny nowy Brehmer!”. Mówią, że pospolite ruszenie nie działa, że konieczny jest biznesmen z własnym kapitałem, który przejmie gospodarską pałeczkę. Inni zaś rozbudzają postawy obywatelskie, bo „Brehmer stworzył charakter miejscowości, ale teraz my musimy coś stworzyć, bo trzeba w końcu przyjąć tę odpowiedzialność za swoją przestrzeń, zacząć działać razem. Brehmerzy siedzą pośród nas!”.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

Dyskusja o problemach dzisiejszych opiera się więc na dawnych figurach i racjach zrozumiałych wyłącznie dla tutejszych. Dotyka ona sokołowskiego genotypu, w którym zakodowany został ustój miasta-państwa, wciąż oddziałujący na świadomość mieszkańców, również tych nie tak dawno sprowadzonych. Poczucie odrębności pogłębiane jest wewnętrznie w kręgu wspólnoty mieszkańców Sokołowska, ale utwierdzane także zewnętrznie, poprzez stosunek regionu reprezentowanego przez swoje władze. W samych mieszkańcach Sokołowska jest przede wszystkim pragnienie rozwoju wsi, dla którego nieodzowne wydaje się być turystyczne otwarcie na region. Lidia Frąckowiak – Sołtys Sokołowska – chciałaby, żeby wieś była lepszą ofertą dla Dolnego Śląska, a właściwie dla miejsc najbliższych – Czech i Wałbrzycha. To na nich trzeba się jej zdaniem skupić, by Sokołowsko mogło się rozwijać. Kamila Krysiak z Filtratora chce szukać na Dolnym Śląsku innych małych miejscowości do współpracy. Na poziomie działań kulturalnych i artystycznych oraz związanych z odbudową Grunwaldu współpracy poszukuje również Zuzanna Fogtt. Jest więc zapał, są chęci, które jednak w zderzeniu z rzeczywistością zniechęcają do wychylania się poza Sokołowsko.

 

 

Bożenna Biskupska przetrwała sześciu ministrów kultury i siedmiu marszałków i niewiele od regionu, czy kraju dostała, pozostając samotna i niezrozumiana w rozmowach z decydentami o odbudowie zamku i rozwoju rozpoznawalnej poza granicami kraju, a obcej rodzimym urzędnikom fundacji. Taki stan rzeczy nie zachęca do wpisania się w tkankę regionu, do snucia świetlanych wizji wspólnego rozwoju Dolnego Śląska. Sokołowsko nie jeden raz poczuło się w województwie lekceważone, a nawet zagrożone powstającymi tu mieszkaniami socjalnymi czy domami spokojnej starości. Wieś na uboczu, na końcu, świetnie się nadaje na strych Wałbrzycha” taki, na który można wynieść i zapomnieć to wszystko, co niewygodne i niemiłe miejskiemu oku. Sokołowsko ma jednak większe ambicje, nie chce być podupadłą umieralnią, jak określają to sami mieszkańcy, a żywym ośrodkiem twórczej myśli. Jednak chęci jednych spotykają się z lekceważeniem drugich, a ten sceptyczny stosunek środowiska zewnętrznego tylko pogłębia rozbieżności i zmusza sokołowszczan do szukania lepszej przyszłości w prywatnych inwestycjach, poza Dolnym Śląskiem.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

Brak świadomości regionalnej może wynikać z faktu, że większość osób decyzyjnych w Sokołowsku, lokalnych liderów, sprowadziło się tu z Warszawy lub innych regionów Polski stosunkowo niedawno. Mieszkając na wsi odseparowanej od regionu górami, historyczną funkcją i współczesnymi działaniami władz, nie mieli okazji skonfrontować się z regionem jako całością, w sensie nie tyle administracyjnym, co wyobrażonym. Tożsamość – czy ta indywidualna, czy zbiorowa – pojawia się wraz z przetworzeniem przez umysł pewnych danych, które do Sokołowska nie zostały dostarczone. Tożsamość dolnośląska jest formą wspólnoty wyobrażonej, która posługuje się konkretnymi symbolami i znaczeniami kształtującymi wspólną rzeczywistość i relacje międzyludzkie. W przypadku Sokołowska proces wytwarzania własnego kodu kulturowego zaszedł na poziomie wiejskiej wspólnoty, ale nie regionu. Dlatego właśnie Dolny Śląsk traktowany jest bardzo pragmatycznie, a jego tożsamość ma wymiar stricte praktyczny. Więzi emocjonalne mieszkańców z przestrzenią skupione są na ich dolinie. Tożsamość sokołowska jest silna i konstruktywnie wpływa na działania mieszkańców wsi, którzy rzeczywiście coraz częściej czują się odpowiedzialni za tę przestrzeń i związane z nią dziedzictwo. O ile dolnośląskość nie zapośrednicza percepcji mieszkańców Sokołowska, o tyle tożsamość lokalna jest jednym z głównych budulców sokołowskich willi, skwerów, parków, a przede wszystkim sokołowskiej wspólnoty.

 

Fot. Anna Kubinka.

 

 

 

Anna Kubinka