Z Wojciechem Radochem rozmawia Karolina Graczyk

wróć


 

Ludzi widać

 

Z Wojciechem Radochem, kierownikiem księgarni Tajne Komplety w Kinie Nowe Horyzonty, rozmawia Karolina Graczyk

 

W filmach też lubisz dekapitację, śmierć i krwi przelewanie?

(śmiech) To... było dawno. Nie, w filmach raczej szukam smutku i emocji, które idą gdzieś w tym kierunku.

Jeszcze do tego wrócimy, ale zacznijmy od początku. Skąd się tu wziąłeś?

Tu, czyli w księgarni? Przez Lecha Molińskiego, który kiedyś, po tym, jak księgarnię przeniesiono z DCF-u do Nowych Horyzontów, pełnił tutaj funkcję kierownika. Z Lechem znaliśmy się wcześniej, dzięki wolontariatowi na jednym z koordynowanych przez niego festiwali, Planete+ Doc. Wiedział, że interesuję się filmem, wtedy co tydzień przychodziłem tutaj na Akademię Filmu Polskiego, i w pewnym momencie zaproponował mi, żebym go zmienił. I tak się tu znalazłem. To było w 2013 roku.

To już kawałek czasu. A co studiowałeś?

Studiowałem filologię polską. Trzy lata w Szczecinie i dwa lata we Wrocławiu.

Mówisz, że zaczęło się w DCF-ie.

Księgarnia nazywała się początkowo Nieme Kino; sam jeszcze wtedy nie pracowałem dla Fundacji [na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza]. Zaczęła funkcjonować w 2011 roku, ale chyba niespecjalnie to się tam sprawdziło, i kiedy w 2012 roku Nowe Horyzonty przejęły Heliosa, udało się ją przenieść tu, tyle wiem.

 

 

Ilu obecnie zatrudniasz pracowników?

Jest nas czworo w tym momencie, dwie koleżanki i kolega.

Studenci-praktykanci też?

Nie, praktykantów nie mamy, chyba by się wynudzili za bardzo. Nie ma aż tylu rzeczy do zrobienia, żeby móc tutaj praktykować.

Nowe Horyzonty zapewniają przestrzeń do wielu działań okołokulturalnych, Tajne Komplety także słyną z otwartego na dyskusję podejścia do literatury. Organizujesz tu zbliżone wydarzenia?

Skupiamy się przede wszystkim na wsparciu wydarzeń, które odbywają się w kinie. A jest tego sporo. Z uwagi na bardzo ograniczoną przestrzeń księgarni, nie mamy możliwości organizowania wydarzeń „u siebie”. Wszystko, co chcielibyśmy zorganizować wymagałoby zgody Nowych Horyzontów, bo to ich przestrzeń. Zapewne udałoby się, bo to świetni partnerzy, ale nie do końca odczuwam taką potrzebę, bo, z jednej strony, w kinie dzieje się naprawdę dużo, a z drugiej, nasza „centrala” – Tajne Komplety w Rynku – również organizuje rozmaite wydarzenia.

Najgłośniejszą inicjatywą na terenie kina jest Festiwal Nowe Horyzonty. Księgarnia musi mieć wtedy natłok pracy.

Dzieje się zdecydowanie więcej niż na co dzień. Każdego dnia przez księgarnię przewijają się jakieś setki osób. Uzupełniamy się z festiwalem, pomagamy im w sprzedaży publikacji czy gadżetów festiwalowych, no i tak funkcjonujemy, sprawdza się to dobrze.

Co najlepiej widać z tego miejsca?

Ludzi widać. To przede wszystkim. Szerokie spektrum publiczności nowohoryzontowej. Ale już chyba specjalnie nie dziwi, że nowohoryzontowy widz jest specyficzną osobą.

Co to za osoba?

Z określonym gustem filmowym.

To na pewno.

Myślę, że Nowe Horyzonty zdążyły już ukształtować następne pokolenie osób zainteresowanych filmem. To widać, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich lat; młodzi ludzie, którzy teraz przychodzą na wolontariat czy biorą udział w festiwalach, są inni niż ci sprzed pięciu, ośmiu laty. Wiedzą czego chcą, czego oczekują. I to jest chyba duży wpływ NH we Wrocławiu, tego, co się tutaj dzieje, edukacyjnie i festiwalowo.

Wolontariusze bardzo odciążają?

W trakcie festiwalu zawsze mamy przydzielonych kilku wolontariuszy i przy tej ilości osób, które każdego dnia się tutaj przewijają, to jest bardzo potrzebna pomoc. Od prostych rzeczy, jak przyniesienie z magazynu sprzedanych książek czy filmów, poprzez rozmowy z klientami. To się wiąże z tym, o czym mówiłem wcześniej – ci wolontariusze nie są z przypadku, ale naprawdę interesują się kinem. Zgłaszają się pasjonaci obeznani w temacie, w tym sporo studentów kierunków filmowych, nie tylko z Wrocławia. Najczęściej jest tak, że możemy spokojnie zostawić im wolną rękę w kontakcie z klientem.

W tym gorącym okresie znajdujesz czas na seanse czy skupiasz się na pracy?

W okresie festiwalowym raczej praca. Teoretycznie może dałoby się coś obejrzeć, ale po pracy zawsze pędzę do domu, do rodziny.

 

 

Poza samymi uczestnikami w festiwalu biorą udział także ludzie kina, stawiam, że część z nich zagląda do księgarni. Masz w pamięci związane z tym anegdoty?

Nie, nie mam jakichś specjalnych anegdot. To prawda, że pojawiają się aktorzy, goście festiwalowi, ci zagraniczni i ci z Polski, ale chyba nie wydarzyło się nic godnego zapamiętania

Raczej jest spokojnie.

Raczej tak. Krzysztof Zanussi raz kupował pocztówki z Wrocławia, Wojciech Mecwaldowski pojawia się nie tylko przy okazji festiwalu i za każdym razem pyta, czy jest film „Las Vegas Parano”, zresztą cały czas niedostępny na rynku polskim...

Którąś edycję uznajesz za ulubioną? Pod kątem programu, organizacji?

Organizacyjnie wszystkie wyglądają podobnie. Jest to już na tyle ogarnięta impreza, że żadne wpadki się nie zdarzają. Organizatorzy mają doświadczenie w tym co robią, my ze swojej strony podobnie. Są takie edycje, kiedy udaje się obejrzeć filmy robiące większe albo mniejsze wrażenie i to chyba z tej perspektywy można by ewentualnie oceniać, porównywać.

Jakie filmy przede wszystkim sprowadziłbyś do księgarni?

Sprowadziłbym dużo filmów z retrospektyw festiwalowych, ale nie jest to możliwe, bo nie ma polskich wydań. Często nasi klienci, w trakcie festiwalu i po, pytają o produkcje, które były wyświetlane; te filmy często są stare albo po prostu nie do zdobycia, mogą być pokazane na festiwalu, ale żaden polski dystrybutor nie zdecyduje się na to, żeby wykupić prawa i wydać dany film w Polsce, więc jest to poza naszym zasięgiem. Można by spróbować ze sprowadzaniem wydań zagranicznych, ale to się wiąże z wyższymi kosztami, a im większy koszt dla nas, tym większy dla klientów. Coś takiego by się nie opłacało, bo byłoby zbyt drogie, żeby ktoś chciał to kupić.

Cena stanowi jednak sporą przeszkodę, większą niż język.

Zwłaszcza że w internecie można znaleźć wiele filmów.

I to często więcej starych, niż nowych. Kto wspiera księgarnię najbardziej, są stali klienci?

Myślę, że jakieś 30-40% naszej klienteli stanowią stali klienci. Natomiast większość opiera się na sprzedaży impulsywnej: ktoś przyszedł na seans, czeka na film albo gdzieś się kręci, a że mamy tu otwartą przestrzeń, łatwo nas zobaczyć. Poza tym Tajne Komplety mają już we Wrocławiu wyrobioną markę, i jeśli ktoś kojarzy tamtą księgarnię, wie też, że tutaj ma ona swój oddział, więc wydaje mi się, że ludzie są pewni dobrej jakości rzeczy, które proponujemy. Ale grupa stałych klientów ciągle rośnie, no, może jednak bliżej jej tych 40%, więc myślę, że całkiem nieźle.

Czyli kryzys czytelniczy nie dotknął aż tak księgarni specjalistycznej?

Nie chce mi się wierzyć w ten kryzys czytelniczy, szczerze mówiąc. Wydaje mi się, że to wynika z jakiejś statystyki, bo ludzie cały czas kupują i książki, i filmy na DVD.

Sam kupujesz filmy?

Kupuję, czasem. Oglądam też na Netfliksie i HBO, ale lubię mieć fizycznie przedmioty, móc je widzieć, wrócić do nich w każdej chwili, kiedy mam na to ochotę. A co do kryzysu, są ci, którzy czytają i ci, którzy nie czytają. Czytający zawsze będą czytać, nie wydaje mi się, żeby mieli zacząć czytać mniej, prędzej tych nieczytających może przybyć. Ja tak tego [kryzysu] nie odczuwam. Wydaje mi się, że ludzie kupują książki, że panuje spora świadomość, przynajmniej wśród naszych klientów; to są świadomi ludzie.

 

 

Na koniec ulubione pytanie wszystkich sprzedawców: co polecasz?

Zawsze odpowiadam, że wszystko. Czasem ktoś pyta o jakieś nowości, ale z racji tego, że mamy mało miejsca, staram się dokonywać selekcji i wydaje mi się, że wszystko jest godne polecenia, raczej nie sprzedajemy przypadkowych rzeczy. A i ludzie, którzy do nas przychodzą, rzadko o to pytają, są na tyle określonymi widzami i czytelnikami. Okazjonalnie ktoś taki się zdarza, ale zazwyczaj kupujący wiedzą, czego chcą, pytają o konkrety. Bywa, że trzeba klientowi doradzić, np. ktoś pyta o kino azjatyckie albo coś jeszcze bardziej ukierunkowanego.

A jacyś prywatni ulubieńcy?

Quentin Tarantino jest jednym z moich ulubionych reżyserów, zresztą pisałem o nim pracę magisterską; zawsze wyczekuję jego filmów. Bergman chyba wciąż pozostaje aktualny. A z ostatnich lat myślę, że byłby to Damien Chazelle, Paolo Sorrentino, Wojciech Smarzowski.

 

 

Rozmawiała Karolina Graczyk