/
Grażyna Górnicka

Biogram

 

 

Grażyna Górnicka (1980) pochodzi z Wałbrzycha. Odkryła swą pasję do książek, uczęszczając do tamtejszej Publicznej Szkoły Podstawowej nr 21. Po ukończeniu nauki w Pierwszym Liceum Ogólnokształcącym, przeniosła się do Wrocławia, by tam studiować Filologię hiszpańską. 

W 2009 roku przeprowadziła się do Hiszpanii. Tam najpierw studiowała Animację kultury, a następnie uzyskała tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie: Język, Kultura i Literatura.

W 2015 roku debiutowała książeczką dla dzieci „Mieszko i przyjaciele”. Jest to zbiór rymowanek, których bohaterami są rycerze z jednego z dolnośląskich zamków. Autorka opatrzyła je własnymi ilustracjami.

W 2017 opublikowała pierwszą powieść przygodową „Wstydliwa Sprawa”, której akcja toczy się na Dolnym Śląsku, w Egipcie i w Hiszpanii.

W 2018 przetłumaczona przez nią na „Wstydliwa sprawa" ukazała się na rynku hiszpańskim.

 

Twórczość

 

Proza:
"Wstydliwa sprawa" (2017);

Poezja dla dzieci:
"Mieszko i przyjaciele (2015).

 

/
Próbka

 

Biuro

 

Był czwartek. Siedziałam na krześle z przezroczystego pleksiglasu, jednym z tych, które ktoś zaprojektował bardziej jako rzeźbę niż siedzenie. Mebel był prawdziwym dziełem sztuki nowoczesnej, jednak już po pięciu minutach okazywał się niezwykle niewygodny. Krzesło to stanowiło część wyposażenia biura Katarzyny Górskiej – ambitnej bizneswoman, właścicielki dobrze prosperującego biura tłumaczeń MTO, mieszczącego się przy wrocławskiej ulicy Podwale. Przede mną, na transparentnym stole, który był prawdopodobnie tej samej marki, co krzesła, leżała kartka papieru – wydruk wiadomości, którą Katarzyna przesłała mi e-mailem jakąś godzinę temu. Obok niej w błyszczącej powierzchni odbijała się moja osoba. Upewniłam się, że zrobiony rano warkocz dobierany wciąż dobrze się trzymał. W szybie trudno było dostrzec niewielkie zmarszczki, które już kilka lat temu pojawiły się w kącikach oczu. W sumie nie mogłam narzekać… Trzymałam się całkiem nieźle, a przecież miałam już prawie czterdziestkę.

Przez chwilę bez słowa delektowałyśmy się kawą podaną przez młodziutką sekretarkę w filigranowych filiżankach w kolorze głębokiej czerwieni. Był to jedyny barwny element w całym biurze. Wszystko pozostałe było białe: od ścian przez abstrakcyjne obrazy olejne jakiegoś współczesnego artysty, kuliste abażury lamp, laptop leżący na biurku, sukienkę Katarzyny aż po jej psa, małego i kudłatego Luki, który spał smacznie w koszyku tego samego koloru. Nawet pejzaż za oknem zdawał się stworzony przez tego samego projektanta. Park nad średniowieczną fosą przykryty był grubą warstwą świeżego śniegu. Jeśli chodzi o mnie, to nie podzielałam nigdy gustu mojej przyjaciółki. Zawsze pociągały mnie kolory. Nie odcienie pastelowe, tylko głębokie, mocne, z charakterem. Biel wydawała mi się zimna niczym szpitalny pokój. Kolory wypełniały mnie ciepłem i radością. Tamtego dnia miałam na sobie turkusową sukienkę i apaszkę z kwiecistym wzorem. Był to wyraz mojego buntu przeciw srogiej zimie, trwającej już nieprzerwanie od ponad czterech miesięcy. Jedyną biżuterią, jaką miałam na sobie, był zawieszony na szyi srebrny wisiorek w kształcie kota.

– Powiem szczerze: nie rozumiem! – rzekła moja szefowa. – Jesteś moją przyjaciółką i jedną z najlepszych tłumaczek, jakie tu mam. Praca, którą ci oferuję, jest super. Pewna firma potrzebuje tłumacza, który poleciałby z ich delegacją na międzynarodowe targi do Katalonii, a to oznacza nie tylko dobre pieniądze, lecz także tydzień relaksu w luksusowym hotelu w samym centrum Barcelony. Mieszkałaś w Katalonii, gdy robiłaś doktorat. Moim zdaniem nie ma lepszej kandydatki do tej pracy. – Katarzyna nie ustępowała: – Dlaczego więc nie chcesz lecieć?

– Nie chodzi o to, że nie chcę lecieć – odpowiedziałam. – Ja uwielbiam Katalonię. Przez te lata, które tam spędziłam, Katalonia stała się moim domem i zawsze będę za nią tęsknić.

– O co chodzi w takim razie? Umieram z ciekawości. Powiedz, proszę.

– Pewnie i tak nie uwierzysz.

– Oczywiście, że uwierzę. Znam cię dobrze, wiem, do czego jesteś zdolna. – Moja szefowa uśmiechnęła się do swoich myśli, prawdopodobnie przypominając sobie różne imprezy, w których brałyśmy udział. Znałyśmy się od dzieciństwa. Mieszkałyśmy w tej samej poniemieckiej kamienicy na ulicy Kościelnej w Świdnicy. Chodziłyśmy do tej samej szkoły i tego samego ogólniaka. W czasie studiów wynajmowałyśmy wraz z dwoma przyjaciółmi mieszkanie studenckie we Wrocławiu na rogu Kościuszki i Kołłątaja.

– Wstydzę się – wyszeptałam.

– Co? – Zielone oczy mojej szefowej zrobiły się jeszcze większe niż zwykle. – Jak to się wstydzisz? Droga Weroniko Flis, co ty tam robiłaś? Odstawiłaś striptiz na środku Las Ramblas?

– Znacznie gorzej – odparłam cicho.

– Co może być gorszego od szaleńczego tańca na golasa w miejscu publicznym? Gadaj!

Wiedziałam, że nie mam innego wyjścia, musiałam opowiedzieć jej wszystko. Zaczęłam snuć moją historię bez odrywania oczu od trzymanej w dłoniach ogniście czerwonej filiżanki.

– Dobrze mnie znasz i wiesz, że nigdy nie byłam kobietą wstydliwą. Przypuszczam, że wielu, znając niektóre szczegóły z mojego życia, nazwałoby mnie raczej „łatwą”. Wcale się tym nie przejmuję. Ja uważam się za kobietę XXI wieku, nowoczesną i wyzwoloną, która może sama decydować o tym, co robi i w jaki sposób. Pomimo tego za każdym razem, gdy wspominam tę historię, czerwienię się jak zakonnica.

 

Grażyna Górnicka