/
Urszula Benka

Biogram

 

Urszula Benka - pochodząca z Wrocławia polska poetka, prozaik, tłumaczka literatury francuskiej i angielskiej, doktor nauk humanistycznych.

W latach 1983-2001 mieszkała we Francji i USA. Była stypendystką rządu francuskiego, Europejskiej Organizacji Niezależnych Intelektualistów w Paryżu, dwukrotnie stypendystką Ministerstwa Kultury w Polsce oraz Rządu Saksonii.

Karl Dedecius zamieścił jej utwory w najważniejszej w Niemczech antologii "Panorama poezji polskiej". Twórczość Benki była tłumaczona na wiele języków, m.in. na angielski, czeski, fiński, francuski, niemiecki, szwedzki, rosyjski.

Strona autorska: urszula.benka.artwroc.com 

 

Twórczość

 

Poezja:

"Chronomea" (1977);
"Dziwna rozkosz" (1978);
"Perwersyjne dziewczynki" (1984);
"Nic" (1984);
"Ta mała Tabu" (1992);
"Córka nocy" (1994);
"Die Bestie und die Seele" (1999);
"Kielich Orfeusza" (2003).

 

Proza:

"O" (1998, wznowienie w roku 2004);
"Magdalena" (2009) - niepublikowana.

 

Eseistyka:

"Psychomitopolityka (2005).

 

/
Próbka

Kocham cię czule, najczulej

Kocham cię czule, najczulej,
ale czemu co noc
chcesz, bym białym snem i szeptem
pełzła z łóżka na podłogę,
w kąt, gdzie dziecko nasze śpi?

nasze dziecko jest ostatnio takie blade,
krzyczy przez sen
i krzyczą jego powstające włosy,
i kołyska trzeszcząc się wznosi,
kiedy twarz nad nim pochylam

zrywam się ze snu na nogi
a ty w uśmiechniętej zadumie
całujesz moją dłoń,
pieścisz ramiona i piersi, aż z rozkoszy
wiję się i w dół osuwam,

i do dziecka, które w swoim kącie,
pełznę skupiona i powoli
na bladym czole składam pocałunek
dziecko umiera rozmarzone,
z krzykiem się budzę

ty milczysz w uśmiechniętej zadumie
gdy na podłodze robak się kręci
i patrzy w moje oczy i wiem, że wszystko rozumie,
więc razem szepczemy po nocy:
kocham cię czule, najczulej

 

 

 

Penelopa

Codziennie o świcie wychodziła nad morze
stawała na najdalszym falochronie i czarną
zdjętą z głowy chustką rysowała znaki
powietrzne
niedoścignione

(podobne do okrętów ze zmarszczonymi czołami
i ponurych koni i fałszywych grot
i wieszczb)

ptaki przelatujące nad portem zgarniały piórami
to nawiedzone powietrze:
gdzieś indziej na trasie ich lotu
stawały się eposy i glorie

wracając witała rosnące wkoło czarne skały
i z każdym dniem
stawała się coraz bardziej
nieregularna i uboga

 

 

 

Bestia i dusza

Moja dusza jest tylko szczeliną
w spękanej ziemi
Wiem o niej tylko tyle że ma
ostre krawędzie
można palce poranić do krwi
można umrzeć z upływu krwi
można potknąć się wpaść w tę szczelinę
tyle razy z niej uciekałam jak z otchłani
oślepła z przerażenia na myśl
że tam w środku w samym sercu labiryntu
ujrzę jakieś białe wywrócone
oczy które wśród tortury ekstazy
mnie dostrzegą jako boski promień
i zadrgają w kącikach jak u świętych
więc wspinam się do góry
i na brzegu leżę i oddycham

 

 

 

Rosa księżyca

Moja mała dziecięca Ja siedzi w lesie,
na kolanach tuli swoje To,
futro To błyszczy w księżycu
i w bagnie.

To grzeje się na łonie Ja, przebiera pazurkami
rozczulone zielenią i niewinnością,
mruży oczy, opowiada jej wiele
mową ciała.

W mowie ciała buzuje nieśmiertelność
i skrapla się o wschodzie księżyca
na pniach i tataraku — To
łasi się u piersi.

Moja mała dziecięca Ja rośnie
i To rośnie: są olbrzymką i tygrysem,
są pod wielkim rozpalonym baobabem
w blasku

Księżyca ogromnego nad nimi
ogromnego jak świat,
w rysach, z wyciągniętymi
szponami.

 

 

 

Magdalena

Część III.

Rozdział I, fragment

 

Z Kany prosto do Arymatei! Ruszyli konno, nie tracąc czasu, lecz na miejscu już nie zastali ani Debry, ani Józefa i Rebeki. Matka Rachab wracała inną drogą, jako że Józef zabrał żonę do lekarzy w Seforis. Ci mieli skierować ją do wód. Dokąd? Nikt nie umiał wyjaśnić.

Przenocowali tylko we wspaniałym domu Józefa, a w południe już odpoczywali w cieniu akweduktu, przerzuconego nad doliną. Konie szczypały trawę, a oni ugasili pragnienie, posilili się i bezradnie patrzyli w niebo. Było bez jednej chmurki, głęboko szafirowe; tym piękniej przedstawiał się od wschodu łańcuch wzgórz z kępkami starych sosen, przechodzącymi w całe laski. Tu bliżej rosły morwy, a upłazy mieniły się od kwiatów. Joszua odszedł na bok, wkrótce dołączył doń Jan. Zostały same z Judą.

Więc twój ojciec był w Kumran – zagadnęła Mariam, aby jakoś odwrócić ciężkie myśli. Rachab podniosła na nią oczy. Przytaknęła. Miała jeszcze przy ustach białawy ślad od mleka. Mariam jej przetarła te wąsy, a wtedy Juda się roześmiał.

– Symeon – rzekł – próbował różnych praktyk. Poszedł kiedyś do Jokanaana.

– Tak, ojca niecierpliwi sama kazuistyka.

– Rozmawia z tobą o religii?

– O wszystkim. Żartował nieraz, że mnie wyda za kapłana, więc inaczej bym się zanudziła!

– Z twoją matką też rozmawiał o tych sprawach?

– Nawet często.

 

 

Urszula Benka