/
Adam Borowski

Biogram

 

Adam Borowski (1973) – poeta, redaktor; studiował filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. W latach 1996–1999 redaktor naczelny pisma literacko-artystycznego „Dykcja”. Mieszka we Wrocławiu.

 

Twórczość

 

Poezja:

"Ojczyzna dobrej śmierci" (1997);
"Elementarz dla Natalii", [arkusz – wydanie artystyczne, nakład bibliofilski];
"Kłótnia czworonogów" (2000);
"Marek i rozdziały" [wydanie artystyczne, nakład bibliofilski, 2014].

 

 

/
Omówienie

 

Paweł Kaczorowski: Ojczyzna bezdomności Adama Borowskiego

 

Rzeczywistość nigdy nie będzie bardziej atrakcyjna niż legenda, okaże się nawet, że rzeczywistość z czasem stanie się mniej prawdopodobna niż legenda... Pisanie o twórczości Adama Borowskiego to pisanie o legendzie, a w zasadzie o legendach Dolnego Śląska, a taka praktyka zawsze skazana będzie na porażkę niewyczerpania tematu. Nie sposób bowiem, namyślając się nad poezją autora Ojczyzny dobrej śmierci i Kłótni czworonogów, pominąć obszar jego działalności redaktorskiej i edycyjnej jako twórcy i naczelnego „Dykcji. Pisma literacko-artystycznego" (1996 – 2003). A wrocławska „Dykcja" to dziś przecież legenda. Nie sposób również pominąć nazwiska ludzi i ich dzieła, związane z osobą Adama Borowskiego, bez którego w końcu lat 90. trudno byłoby w ogóle wyobrazić sobie życie literackie Wrocławia.

W wieku niespełna trzydziestu lat, po wygraniu kilku najważniejszych konkursów poetyckich w kraju (między innymi Ekoartu we Wrocławiu w 1993 i 1994 roku oraz Konkursu im. S. i A. Babińskich w Poznaniu w 1995 roku) i świetnym debiucie książkowym, Borowski został redaktorem naczelnym jednego z najciekawszych i najlepiej redagowanych pism literackich w Polsce. Drukuje u niego cała czołówka literackiej awangardy, wymieńmy tu choćby nazwiska Adama Wiedemanna, Andrzeja Sosnowskiego, Darka Foksa, Ewy Sonnenberg, Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Jacka Podsiadłę, Krzysztofa Siwczyka, Macieja Meleckiego, Marcina Sendeckiego, Marcina Świetlickiego czy Tomasza Majerana. Publikują akademiccy teoretycy i uznani pedagodzy, jak Urszula Benka, Jan Kurowicki, Michał Fostowicz czy Henryk Waniek; debiutują dzisiejsze sławy, jak choćby Michał Witkowski. Borowski jest przewodniczącym Koła Młodych Poetów przy wrocławskim oddziale Stowarzyszenia Pisarzy Polskich; prowadzi Bibliotekę Dykcji, dzięki której ukazują się: proza Augustyna Barana (Tau tau) i – po raz pierwszy w druku zwartym – wiersze Agnieszki Wolny (Mocno poszukiwana) i Mikołaja Sarzyńskiego (Ty albo zupełnie inny obłęd); jest gościem najważniejszych festiwali literackich; zasiada w jury wielu konkursów poetyckich, etatowo zaś w rozgrywanym trzynastego każdego miesiąca we Wrocławiu Turnieju Jednego Wiersza O Kropkę „Że".

Turniej ten przez lata był organizowany był przez nauczyciela i opiekuna duchowego poety – śp. Marka Garbalę. Z osobą zmarłego krytyka i redaktora właśnie należy wiązać fakt bardzo wczesnej dojrzałości pisarskiej Borowskiego, doskonałe opanowanie warsztatu, a przede wszystkim „samczą dykcję” – czyli stylistyczną odrębność poetyki. W niczym to jednak nie ujmuje ani Borowskiemu, ani jego filologicznemu, uniwersyteckiemu wykształceniu, ani jego pisaniu, wręcz odwrotnie – współpraca z Markiem Garbalą zostawia ślady nie do przeoczenia w twórczości Borowskiego, i to nie tylko w postaci adnotacji na stronach metrykalnych jego książek czy w stopce redakcyjnej „Dykcji" (redaktor techniczny i merytoryczny), ale przede wszystkim w sposobie pojmowania literatury i jej misji. Marek Garbala ukształtował warsztatowo i estetycznie wielki talent i wrażliwość Adama Borowskiego. Nie można jednak, jak to pokazują historie wielu grafomańskich upadków, stworzyć poety... Poetą się albo jest, albo nigdy nie będzie. Wykształcenie warsztatowe tylko pozwala tego dowodzić, jest jednak „narzędziowym” naddatkiem. Z tym właśnie naddatkiem będzie mierzył się Borowski przez całe swoje życie, gdyż nazywany „najlepszym uczniem Garbali”, albo „pierwszym koniem ze stajni Garbali”, zawsze będzie musiał dźwigać ciężar przynależności i zmagać się z cieniem Mistrza. W jednym z wierszy tomu Kłótnia czworonogów Adama Borowskiego, adresowanym do Marka Garbali znajdujemy intensywny wyraz napięcia, jakie wytworzyło się przez lata w relacji mistrza i ucznia: „Ten, który żyje zgodnie z prawem – myślę o nim; // (...) może nie ufać – przeklinam cię dwukrotnie// ten, który żyje poprzez mnie – myślę o nim”. Jednakże ten cień szarej eminencji nauczyciela nobilituje poetę, bo Marek Garbala – żywy czy martwy – to również dolnośląska legenda. Niewielu poetów miało okazję i odwagę skierować do niego tak osobisty wiersz.

Mamy w końcu egzystencjalny wymiar wrocławskiego mitu Adama Borowskiego. O hektolitrach wypijanego alkoholu, niezliczonych ilościach zażywanych narkotyków, podbojach miłosnych, skandalach i knajpianych awanturach poety, a także o historii jego zaginionych bądź zniszczonych przez kobiety wierszy, od lat krążą, nie tylko w stolicy Dolnego Śląska, opowieści, na podstawie których można by napisać nie jeden scenariusz filmowy, ale całą sagę. Ile w tym prawdy? Pewnie sporo. To nie ma jednak żadnego znaczenia. Legendy mają to do siebie, że uniezależniają się od swoich faktualnych źródeł i przekazywane z ust do ust, z roku na rok pęcznieją.

W tym krótkim szkicu nie sposób zająć się komplementarnie poezją i biografią Adama Borowskiego, być może przyjdzie jeszcze czas i okazja, by podjąć się tego ryzykownego tematu w osobnej publikacji książkowej. Byłoby jednak nietaktem i brakiem wiary pisanie dzisiaj biografii kogoś, kto – w odczuciu niżej podpisanego – ma jeszcze czas na powiedzenie ostatniego słowa, i w literaturze, i w życiu. Tematem niniejszego tekstu jest zjawisko dotychczas niedoświetlone i z pewnością stanowiące trudne wyzwanie dla krytyka – fenomen poetycki lat dziewięćdziesiątych: „realizm demoniczny" w poezji Adama Borowskiego.

Z pierwszymi wierszami Adama Borowskiego, datowanymi na lata 91–94, spotkałem się w almanachu Wtedy i teraz (Wrocław 1994) zawierającym teksty członków Grupy Literackiej Dysonans działającej przy Śląskim Okręgu Wojskowym i prowadzonej przez wspomnianego wyżej Marka Garbalę. Większość tych wierszy wejdzie w skład wydanej trzy lata później debiutanckiej książki poety. Poezje te uderzyły mnie – wtedy ledwie początkującego uczestnika warsztatów organizowanych przez Grupę Dysonans – ogromnym ładunkiem głębokiego liryzmu i językowej wyobraźni, ujętymi w doskonale zorganizowanej strukturze formalnej. Młody Borowski nie boi się mówienia intymnego, powoływania figur literacko ryzykownych, jak: „matka”, „tato”, „córeczka”, „siostra”, czy „moja kobieta”. Już w tej, wydawałoby się młodzieńczej, publikacji staje się oczywiste, że autor dąży do precyzji w doborze słów i metafor, że porządek wersyfikacji tekstu nie jest tu przedustawny i zobowiązany kanonem, a sama istota rzeczy wytycza linię jej obrysu. Żywa tkanka poezji została tu poddana ostrym i precyzyjnym cięciom redakcyjnego skalpela, jakby wiersze były wydobywane z językowej magmy dłońmi zręcznego rzemieślnika, uwolnione od nadmiaru skrywającej je materii.

Teksty Adama Borowskiego otwierają również inną zbiorczą publikację: Imiona istnienia. Antologia młodej poezji dolnośląskiej, do której wyborem wierszy i ich opracowaniem zajmowali się Karol Maliszewski i Mieczysław Orski (Wyd. OKIS, Wrocław 1997) .

Poezje Adama Borowskiego, zebrane w dwóch tomach: Ojczyzna dobrej śmierci i Kłótnia czworonogów, stanowią – w moim odczuciu – udaną próbę zderzenia z estetycznymi założeniami programu Tadeusza Peipera, wielokrotnie przywoływanego nie tylko w pisemnych wypowiedziach poety. Jedna z tych wypowiedzi to estetyczny manifest Intraintuicjonizm stworzony przez Borowskiego wespół z Rafałem Brasse, ogłoszony w 1995 roku w „Poglądach otwartych”. Borowski, co prawda, pozwala sobie w wierszach na rodzaj stylistycznej obfitości, którą trudno wiązać z Peiperem: częste powtórzenia, dynamizującą rytmizację fraz, wykorzystywanie motywów onirycznych itp, jednocześnie jednak do minimum ogranicza tzw. watę słowną. Opis jest u niego tylko zarysem, daniem przedsmaku, ledwie wyobrażenia, które zawiera w sobie jednak unikalny rodzaj magicznego jakby nastrojenia. Z kilku zaledwie słów i niewielu, skomponowanych rytmicznie wersów potrafi Borowski upleść tkankę klimatu, sugestywnie zagęścić atmosferę wiersza, wywołując dreszcz niepokoju lub duchowe uniesienie. Przykładem niech będzie jeden z wierszy tomu Kłótnia czworonogów:

 

Toast ( Impresja III)

               Do Agnieszki Wierzchuckiej

Jeśli poeta ten toast wzniesie
za matkę i ojca, co odważył się
odejść od niej, zrazu za progiem
ten poeta przyjdzie królem
Cyganów, mężczyznami Cyganami,
kobietami Cygankami – będą tańczyć

 

Budując tak krótkie i gęste konstrukcje, Borowski wystrzega się puenty lub wręcz urywa tekst w (świadomym) niedopowiedzeniu, czasem zaś zaskakuje wyrzuceniem czytelnika w metapoziom semantyczny przywołanego symbolu. Pozbawione interpunkcji białe wiersze lub te, w których daje popis doskonałej znajomości zasad posługiwania się polszczyzną, zdają się być wypełnione doświadczeniem żywego, nadwrażliwego wręcz kontaktu z rzeczywistością, głównie rzeczywistością osobistych, intymnych doznań, wewnętrznych przeżyć i poruszeń. Widać tu dyscyplinę i trud technicznego opracowania materiału emocjonalnego i wyobraźniowego, które jednak nie ujmuje tekstowi liryczności, raczej stanowi rękodzieło jej wypowiadania.

Debiut książkowy Adama Borowskiego zawiera wiersze ułożone w sześć cykli, których tytuły sporo mówią czytelnikowi o specyfice tego pisania. Rozproszenie, Narodzenie, Ojczyzna dobrej śmierci to nazwy sygnujące życiowe fazy, oddające istotę duchowego dojrzewania i mężczyzny, i poety. Borowski buduje swoje utwory z materii słów wyodrębnionych, opisujących obszar przeżywania intymnego, bardzo osobisty wymiar życia poety, w którym odczytujemy ślady twardej realności. Nie znajdujemy u Borowskiego opisów przedmiotów, rzeczy codziennie dotykanych, branych do ręki; ich ostre kontury rzadko tylko mieszczą się w subtelnym słowniku nazwań, odmian i przywołań. Znajdujemy natomiast w tym tomie sporą liczbę wyrażeń nieco archaicznych, zabytkowych – wydawałoby się – akcydensów polszczyzny: „ślepa wiara, co potrafi nikczemnie zatańczyć” (*** Ten wiersz jest); „sad/ w którym obrodziły jabłonie” (*** A wszystko jest magią); „przebiegam przez łunę” (Nagość); czy wreszcie ryzykowne neologizmy: „przez strzelinę starego domu uleci pamięć”.

Język Borowskiego czerpie z innego zupełnie areału mowy niż potoczna gadanina dzisiejszej ulicy, ale z innego również niż dzisiejsza literatura najnowsza; jest mocno zakorzeniony w regionalnej idiomatyce Podlasia, skąd pochodzi poeta. Borowski unika slangu, nie stosuje prawie, tak dzisiaj modnych, wulgaryzmów; nie dopuszcza terminologii technicznej ani filozoficznej pojęciowości; dobywa języka, który potrafi zafascynować brzmieniem, choć zmusza do zamyślenia się nad sensem przekazu już w pierwszej fazie czytelniczego odbioru. Praktyka ta zdaje się być celowym zabiegiem stylistycznym, umożliwiającym przerzucenie czytelnika w zupełnie inny wymiar wrażliwości, gdzie sens splecionych ze sobą słów i nanizywanych jak modlitewne „zdrowaśki” fraz odurza i unosi, jednocześnie pozwalając trwać czytelnikowi w niedopowiedzeniu, niedookreśleniu i poruszeniu.

To właśnie nastrój jest sensotwórczym obszarem tej poezji, nastrój, w który należy się wsłuchać, nie licząc jednak bardzo na jednoznaczność przekazu, nie znaczenie bowiem poszczególnych słów i zwrotów, a rodzaj napięcia i nasycenia narracji brzmieniem, smakiem, kolorytem języka uzyskują tu rangę pierwszorzędną. Zmysłowość Borowskiego dotyka wewnętrznych warstw rzeczy, inwigiluje podskórność widzialnego, rejestruje stany skupienia bądź rozproszenia bytu, egzemplifikuje zaś jedynie zdawkowo, choć dynamicznie i odważnie, modusy istnienia duszy przeżywającego w ten sposób pierwszoosobowego podmiotu.

Mamy również w poezji Adama Borowskiego do czynienia z poetyką zaniku, wyrażaną częstokroć poprzez opisy doświadczeń negatywnych lub niedoborów rzeczywistości, jej marności.

Już we wczesnych tekstach Adama Borowskiego pojawia się silny egzystencjalny motyw samotności: „To nie tak łatwo samemu/ – coraz dalej od przystani” (*** Karmiłem dziecko z ręki); „Nie wiem już od kiedy biegam/ po ulicach obcych mi miast;” (Ciche domy). Motyw ten będzie z czasem ewoluował i przybierze formę swoistego etosu wygnańca – apoteozy świadomej bezdomności, pojawiając się szczególnie często w Kłótni czworonogów. Zilustrujmy to fragmentami wierszy: „nie będzie czystego prześcieradła,/ pękniętych z miłości nadgarstków/ nazywam to bezdomnością” (Spacer); „Odra; możemy się łajdaczyć,/ wpierać bezdomność, być bezdomnym” (Trzy rzeki); „zapytaj o niejasność zdań// jednakowa może być bezdomność” (Podróż). Bezdomność i sieroctwo to stany ducha, z którymi podmiot liryczny wierszy Borowskiego jest pierwszoosobowo utożsamiony, ale jednocześnie rozpływa się w obiektywnym tych stanów doświadczeniu, wypowiadając się w imieniu wszystkich odrzuconych. Poeta przywołuje „imiona odeszłe i nieumarłe, tęsknotę/ jeszcze wielu sierot” (Język sierot); by upomnieć się i dać porękę doświadczeniu pustki: „(...) za dużo nędzy,/ przyjacielu, za dużo ciszy” (Dialog żebraczy); chce wypowiedzieć marność czasu i niewystarczalność milczenia: „porozmawiajmy, bo jest prawda/ cicha w marnotrawieniu” (Kwiecień, 1995r.).

W kolejnych wierszach doświadczenie nicości wdziera się w liryczne świadectwo poety, powodując, że zaczyna on utożsamiać siebie samego z nicościującym doświadczeniem, że traci poczucie obecności siebie: „Moje stopy niby dłonie,/ tyle samo skóry i żył, tyle/ co nic, co nic bez miejsc, co nic,/ o które można się oprzeć” (Obraz napisany nocą). Ten wyczuwalny brak rzeczywistego oparcia lirycznego ja w egzystencjalno-psychicznym konkrecie budzi lęk przed całkowitym zanikiem tożsamości: „Tylko żeby być/ w sobie/ nie odejść za daleko” (De rerum naturae, III).

Konsekwentnie wiedzie nas Adam Borowski do konstatacji, która zdaje się wyjaśniać tę nieprzystającą do realności nadwrażliwość podmiotu jego wierszy, oto w jednym z nich czytamy: „Podobno przyszedłem/ od nie pochowanego gołębiarza/ okaleczony w stadzie/ kwitnącego lnu/ (...) przyszedłem i tutaj/ – upodobnianie do nieżyznych pól – szukam powrotu” (Ojczyzna dobrej śmierci, II). Fragment ten zdaje się mówić: przyszedłem z innego porządku, innego niż ten tutaj; przyszedłem okaleczony, strącony (?), odrzucony (?), i nie jestem dopasowany do waszego tu i teraz! W poezji Adama Borowskiego daje się wyczuć coś na kształt metafizycznego głodu, rodzaj pragnienia odzyskania miejsca w innym wymiarze, jestestwa w innej realności. Czy poeta marzy o tej mitycznej idylli Raju, o powrocie do której marzył Heinrich von Kleist, zanim popełnił samobójstwo? Borowski pisze: „Nie będzie tu nikogo,/ pójdziemy wszyscy do raju; kuszenie,/(...) a przecież będziemy błądzić po raju,/ zawsze głodni – wieczni – ” (*** Nie będzie tu nikogo). Okazuje się więc, że nawet Raj jest w wizji Borowskiego ojczyzną błądzenia, bezdomności, głodu, wiecznego odrzucenia, nieustannej nieadekwatności.

W oparciu o życiorys Adama Borowskiego można by wykreślić skomplikowaną, choć dla wtajemniczonych czytelną mapę jego miejskich, wrocławskich podróży, tej niekończącej się ulicznej odysei, dzięki której poeta Adam Borowski przyoblekł się w tułaczo-awanturniczy mit. Mówi o tym jeden z jego późniejszych wierszy: „Śpisz, śpicie – / śpi, wejdź – / zasiedzę się to tu to tam/ do jednego domu cię wpuszczą,/ do innego nie, trudno się naprzykrzać/ z niewyparzoną mordą wiersza” [Wiersz; Karton. Pismo dla dusz. zima 2003]. W tym tekście dochodzi już do głosu przemieszanie porządków poetyckiego i egzystencjalnego, uczynienie z własnego życia rodzaju etosu, zakrawającego na mitomanię artysty, prowadzącą w prostej linii do osobistego dramatu człowieka, dla którego życie stało się mniej wartościowe niż poezja, a właściwie zostało z nią utożsamione. Taki człowiek nie ma bowiem nic na swoją obronę, wydany jest na łaskę i niełaskę własnego natchnienia bądź zaślepienia. Jedynego uzasadnienia dla kontynuacji tego życiowego szaleństwa dostarczyć może twórczość, wszak: „Poeci nie piją, żeby się upić,/ piją, by przepłukać gardła/ kosom” (Zapach bzu).

Drugi tom poetycki Adama Borowskiego różni się od pierwszego znacznie większym udziałem intelektualnych dyspozycji autora w konstrukcji tekstów, jest estetycznie dojrzalszy. Jednakże stanowi on również egzemplifikację afektywnych poruszeń jego duszy i cielesności. Bowiem część zawartych w tym tomie wierszy należy zakwalifikować jako emanacje dzikiej, męskiej złości, namiętności, rozgoryczenia. Pisane „na słuch”, choć z zachowaniem najlepszych wzorców warsztatowych, dynamiczne, roztańczone niemalże, niepokojące, budzą zachwyt i jednocześnie stawiają przed pytaniem: ten poeta pisze wiersze czy rzuca zaklęcia?

Weźmy dla przykładu fragmenty Piosenek I i II, w których znajdujemy personalnie – za pomocą inwokatywnych dedykacji – zaadresowane przekleństwa-zaklęcia: (Piosenka I) „Do Natalii Filimoniuk// śmierć ci nie pomoże,/ śmierć ci nie pomoże”; (Piosenka II) „Do Adama Wiedemanna// Nie dożyjesz ranka, będzie mała łapanka/ nie dożyjesz ranka, będzie mała łapanka.”

Adam Borowski w tym tomie (Kłótnia czworonogów) przekracza etykę w imię estetyki, nie ogranicza go żaden społeczny autorytet ani żadna świętość. Demoniczne siły przywoływane przez artystę w twórczym akcie zdają się nasycać wersy rodzajem ciemnego magnetyzmu, który ma prawo budzić w czytelniku lęk, lub choćby emocjonalny dreszcz poruszenia. Przyjrzyjmy się jeszcze kilku frazom: „jest tajemnica tańca, dla której wszyscy idą do piekła,/ do raju, gdziekolwiek – ” (*** Będziemy posłuszni); „Nie masz dla siebie, nie mam dla siebie/ ślubu z niebem, nie będzie ślubu z niebem”. Nie istnieje spełnienie i harmonia, kosmiczne hieros-gamos to iluzja, światem rządzi upadek! Ten rodzaj ogłoszonego „upadku” przywodzi na myśl intelektualno-duchowe rozbudzenie poetów polskiego modernizmu i wpływ idei Friedricha Nietzschego oraz piewców fin de siecle'u, można się też tutaj doszukiwać wpływu stylu profetycznego Dylana Thomasa. Jednak Borowski sprzeciwia się wizji końca kultury. W miejsce tej rozkrzyczanej idei sprzed stu lat wprowadza apoteozę własnego wygnaństwa, osobisty mit współczesnego „upadłego anioła”: „trudno zrozumieć odejście,/ a wszędzie widzę skraj, choć nie istnieje koniec wieku” (Piekło). Świadome (sic!) przemieszanie porządków zaś, egzystencjalnego i artystycznego, nie jest już groźbą nadchodzącego czasu, a wyszydzaną wręcz przez poetę aktualnością. Ilustruje to wiersz, który zacytuję tu w całości:

 

Libretto (Impresja IV)

Należy żyć tak, by stać się formą fikcji. Bycie faktem to klęska. Oskar Wilde
Lęk przed estetyką jest pierwszym objawem bezsilności. Fiodor Dostojewski (Rodia)

Dziewiętnastego sierpnia Diagilew, cukrzyk, zmarł.
Co było pierwsze, rzeczywistość czy poezja?

 

Nie wiem, co było pierwsze, domyślam się jednak, że na końcu tego pisania nie czeka ani odpowiedź, ani puenta, tylko śmierć. Bolesna i samotna. Myślę, że Adam Borowski wie o tym nie mniej jasno i wyraźnie. Może dlatego nie spieszy się z wydaniem kolejnej książki, z opublikowaniem kolejnych wierszy. Cyzeluje je jak słowa własnego epitafium. Najprawdopodobniejszym bowiem i najrozsądniejszym scenariuszem, z punktu widzenia kontynuacji zarysowanej wyżej ścieżki rozwoju estetyki Adama Borowskiego, przez niego samego nazywanej „realizmem romantycznym", przeze mnie zaś „realizmem demonicznym", byłoby bowiem samobójstwo poety. Niestety dla artysty, a na szczęście dla człowieka, w obliczu istnienia innych niż Adamowa dolnośląskich legend, to rozwiązanie byłoby dzisiaj banalne. Wobec powyższego Adam Borowski musi żyć, a jeśli tak, nie sposób pomyśleć nawet, że mógłby nie pisać wierszy, choć on sam prowokacyjnie tę tezę kwestionuje w wierszu opublikowanym w "Cegle" (numer 9. „fryzjerski”), zatytułowanym Rozdziały: Przyjaźń: „(…)Nie wiadomo jeszcze czy Adam będzie pisał, czy będą to dobre wiersze...”

Są dobre, piekielnie dobre! I każdy wiersz Adama Borowskiego można dziś czytać jak cyrograf, dopóki bowiem ten poeta pisze, dopóty go diabli nie wezmą!

 

Paweł Kaczorowski